Wbrew postulatom wielu środowisk, Prezydent podpisał ustawę o ustroju sądów powszechnych.
Tym samym do decyzji Ministra Sprawiedliwości/Prokuratora Generalnego oddał zarząd nad polskimi sądami. Że jest to sytuacja z definicji chora, bo sprzeczna nie tylko z trójpodziałem władzy, ale i zdrowym rozsądkiem, nie trzeba specjalnie udowadniać. Oto człowiek i jego podwładni, którzy są stroną w procesach, staje się jednocześnie sądowym nadzorcą.
Zobaczmy bowiem, co się stało.
Otóż po pierwsze Minister Ziobro w ciągu 6 miesięcy od wejścia w życie ustawy może bez podania przyczyn odwołać każdego prezesa lub wiceprezesa sądu. Po tym okresie może ich odwołać np. wtedy „gdy dalszego pełnienia funkcji nie da się pogodzić z innych powodów z dobrem wymiaru sprawiedliwości”, a tej jego decyzji może się przeciwstawić Krajowa Rada Sądownictwa większością 2/3 głosów. Jak się łatwo domyślić, KRS w proponowanym przez polityków kształcie nie zablokuje żadnej tego typu decyzji, a sformułowanie z ustawy oddaje ministrowi prawo dowolnej interpretacji rzeczywistości.
Po drugie prezesi sądów okręgowych i apelacyjnych w ciągu 6 miesięcy mają dokonać „przeglądu funkcji przewodniczących wydziałów, zastępców przewodniczących wydziałów, kierowników sekcji a także sędziów wizytatorów” i mogą odwołać ich z funkcji. Również nie są zobowiązani do podawania jakichkolwiek przyczyn tej decyzji.
Realny scenariusz
A teraz puśćmy wodze wyobraźni. Otóż scenariusz może wyglądać tak. Ministerstwo i lokalni politycy PiS wiedzą już, których prezesów bezwzględnie chcą usunąć i kogo na ich miejsce powołać. Pozostałym składają nie do odrzucenia listę zmian personalnych: kogo z przewodniczących wydziałów i kierowników sekcji na kogo wymienić. W razie niespełnienia tych oczekiwań, odwołują prezesa i powołują bardziej spolegliwego, a ten dostaje tę samą lub zmodyfikowaną listę i procedura zaczyna się od początku.
Co więcej, po przeprowadzaniu tej czystki personalnej, taki prezes nadal nie może spać spokojnie, bo przecież niezadowolony z określonego wyroku minister może go odwołać dla „dobra wymiaru sprawiedliwości”.
Jak takie łamanie charakterów wpłynie na morale sądów, a tym samym jakość polskiego wymiaru sprawiedliwości, nietrudno sobie wyobrazić. Dlatego mam tak bardzo mieszane uczucia po do decyzji Prezydenta: zawetował te z dwóch ustaw, które w jakiś sposób (a szczególne jedna) umniejszały jego kompetencje, natomiast trzecią, która go bezpośrednio nie dotyczyła, bez skrupułów podpisał.
Ktoś może powiedzieć: to jest scenariusz czarny i minister wcale nie musi z tych swoich nowych uprawnień korzystać. Nie wierzę w to. Wcześniej czy później pokusa skorzystania z tych narzędzi, bardzo wygodnych do ręcznego sterowania sądami, zwycięży. A obserwacja dotychczasowych poczynań ministra Ziobry, każe podejrzewać, że stanie się tak bardzo szybko, bo na jego dobrą wolę trudno liczyć.
Sytuacja jest więc dramatyczna. Skoro nie mamy już żadnego wpływu na proces legislacyjny, bo ten się zakończył, to oprócz demonstrowania sprzeciwu, obserwujmy bacznie decyzje kadrowe w polskim sądownictwie i nagłaśniajmy wszystkie rotacje, komunikując je opinii publicznej, aby ujawnić wszelkie machloje ministra.