Photo by Denys Nevozhai

Gdyby zapytać na ulicy ile kosztuje nas publiczna edukacja, transport, wywóz śmieci itp., padnie jedna odpowiedź… zdecydowanie za dużo. Wciąż w naszym społeczeństwie pokutuje przekonanie, że publiczne to znaczy niczyje i powinno być za darmo- zapewnione przez gospodarza danej gminy czy miasta. Nie da się jednak zjeść ciastko i nadal je mieć.

To oczywiste, że mamy oczekiwania wobec instytucji publicznych i samorządów, aby zapewniały obywatelom dostęp do szkół, w których uczą kompetentni nauczyciele; dbały o częsty wywóz śmieci- by nie roztaczały one niemiłych zapachów pod blokiem; sprawną komunikację miejską z czystymi i klimatyzowanymi autobusami i wiele innych. To są w pełni uzasadnione i zrozumiałe oczekiwania- tak być powinno i tyle.

Zderzenie pociągu z kolarzem

Problem jednak pojawia się w sytuacji gdy przechodzimy do pieniędzy.
Mieszkańcy wielu gmin narzekają na brak inwestycji. Oczekują nowych i zadbanych ulic, chodników, oświetlenia. Głusi są jednak na argument, że utrzymanie szkół pochłania gminę ponad połowę jej budżetu. Jednocześnie Ci sami mieszkańcy oburzają się na wielomilionowe koszty utrzymania placówek i nauczycielskich pensji. Gdyby włodarz jednak spróbował zmniejszyć liczbę szkół celem poszukania oszczędności… to tak jakby przygotował sobie wyborczy stryczek. Uzyskanie zgody wyborców na likwidację szkoły porównałbym do czołowego zderzenia rowerzysty z pociągiem. Dla jasności rolę pociągu w tym porównaniu odgrywa społeczeństwo.

Podobnie ma się sprawa z komunikacją publiczną. Często słyszymy komentarze, że bilety są drogie, a do tego trzeba jeszcze do niej dopłacać. Oczywiście nie trzeba dokładać tylko można zlikwidować kurs, którym codziennie do szkoły dojeżdża tylko piątka dzieci z odległej ulicy. Można skreślić połączenia w niedzielę, którymi kilku emerytów udaje się do kościoła. Zlikwidować można kursy nocne wożące powietrze, bo czasem ktoś ma potrzebę jechać nocnym autobusem z drugiej zmiany czy koncertu. Będzie taniej, tylko czy o to właśnie w tym wszystkim chodzi?

Jak to w życiu: co tanie to drogie

Generalnie w życiu rozumiemy, że za jakość trzeba zapłacić. Kiedy wybieramy firmę remontową niekoniecznie wybieramy tę najtańszą ale solidną. Jeśli chcemy dobre auto to kupujemy takie za kilkadziesiąt, a nie za kilka tysięcy złotych. Zupełnie niezrozumiałe jest, że ta zasada ma nie działać w wypadku publicznych usług, także tych komunalnych. Dobra szkoła z ładnym budynkiem musi kosztować; wywóz śmieci również- jeżeli spojrzymy na częstotliwość wywozów, koszty pracowników, transportu, segregacji i utylizacji.

Bezsprzecznie należy dbać by nasze pieniądze były wydawane racjonalnie z jednoczesnym zadbaniem o jakość. Błędem jest patrzenie na komunalne przedsiębiorstwa tylko przez kryterium ceny. Obserwowaliśmy działanie magii najniższej ceny w przypadku wielkich przetargów przed Euro 2012. Wtedy wybieranie najtańszych ofert kończyło się tym, że tanie firmy plajtowały przy budowie autostrad, co powodowało stratę czasu i pieniędzy. W ocenianiu publicznych usług powinniśmy zwracać uwagę nie tylko na koszty, ale również na ich efekt i poziom.

Jak z ciastkiem

Chcemy mieć szkoły w każdej wiosce i na każdym osiedlu. Chcemy autobusy, którymi można dojechać do centrum o każdej porze, nawet jeśli w autobusie jedziemy sami. Chcemy, wymagamy i dobrze. Tylko nie bądźmy naiwni, że zjemy ciastko i będziemy je nadal mieli, a w dodatku ciastko będzie tanie, ba nawet nie będzie za pół ceny. Musi kosztować i jest to uzasadnione- o ile jest smaczne, a cukiernik nas nie oszukał. Tak samo powinniśmy patrzeć na publiczne usługi.

Tagi: , ,

Komentarze