Jak można z niczego zrobić polityczną aferę, obrazuje historia z apelem rady Miasta Rzeszowa o umieszczenie w szkołach preambuły Konstytucji.

Radni PiS zademonstrowali święte oburzenie, a wzorem krakowskiej kuratorki oświaty wmawiali nam wykorzystywanie dzieci do celów politycznych, demonstrując przy tym elementarne braki w logicznym myśleniu.

O tym, dlaczego sprzeciw radnych PiS wobec zamiaru upowszechnienia w szkołach preambuły konstytucji, jest absurdalny, celnie w komentarzu redakcyjnym Nowin napisał  w czwartkowym numerze red. naczelny — Stanisław Sowa. Ja chciałbym się odnieść do przebiegu dyskusji na sesji i argumentacji, jakiej koledzy z PiS używali. Przed tym jednak dwa słowa o samej uchwale. Ani w niej samej, ani w uzasadnieniu (zarówno pisanym, jak i ustnym) nie było nic o naruszaniu konstytucji, ani o bieżącej polityce, czy Platformie Obywatelskiej.

Przebieg dyskusji

Tymczasem przewodniczący klubu PiS — Marcin Fijołek nie zająknął się ani słowem, dlaczego tej preambuły nie należało by w szkołach umieszczać, tylko zajął się atakami na Platformę Obywatelską. To było oczywiście nie na temat, więc po kilku nieudanych próbach przywołania go do rzeczy, prowadzący obrady Konrad Fijołek w końcu odebrał mu głos. To wywołało niesamowite oburzenie radnych PiS, wyartykułowane następnie nie tylko w Nowinach. A przecież w statucie Miasta stoi jak wół:

W przypadku stwierdzenia, że radny w wystąpieniu odbiega od przedmiotu obrad […] prowadzący obrady przywołuje go do rzeczy. Jeżeli pomimo tego radny nadal wypowiada się nie na temat, prowadzący obrady może go pozbawić głosu.

Jest to reguła obowiązująca podczas obrad wszelkiego rodzaju gremiów, w szczególności zaś z nadzwyczajną gorliwością jest stosowana w Sejmie przez pisowskich marszałków.

Inny radny PiS, którego nazwiska miłosiernie tu nie wymienię, zapytał z kolei: „gdzie byliście, kiedy Platforma …” i tu wymienił nie związane ze sprawą analogiczne jego zdaniem przewiny Platformy, tak jakby to miało cokolwiek wspólnego z umieszczaniem w szkołach preambuły. W podobnym duchu jest gadanie Marcina Fijołka w Nowinach o „braku moralnego prawa Platformy Obywatelskiej do edukowania kogokolwiek w zakresie konstytucji”, bo — po pierwsze – afery, na które się powołuje, to żadne afery (polecam definicję ze słownika języka polskiego), a po drugie — to w żadnym stopniu nie usprawiedliwia ciężkich grzechów PiS wobec obowiązującego w Polsce systemu prawnego, a jest jedynie próbą zamknięcia ust opozycji.

Podteksty

Oczywiście, nie będę udawał, że ta inicjatywa nie miała związku z łamaniem Konstytucji Rzeczpospolitej przez Prezydenta RP, rząd i pisowską większość w Sejmie. Ponieważ reakcja społeczeństwa na to bezprawie jest, naszym zdaniem, zbyt łagodna, wyciągnęliśmy z tego wniosek, iż wiedzę o randze tej fundamentalnej umowy społecznej, o jej podstawowych postanowieniach należy upowszechniać począwszy od szkoły. I tyle. A jak ktoś każde zdanie, które nie jest pomyśli jedynie słusznej partii traktuje, jak obrazę majestatu, to już jego problem.

Awantura, jaką usiłowali radni PiS zrobić na sesji przy okazji tej uchwały, podsuwa dwa znane polskie przysłowia: „uderz w stół, a nożyce się odezwą”, bo „na złodzieju czapka gore”. Jednak w tej fundamentalnej kwestii nie damy się zagadać, ani zastraszyć, bo nigdy dość przypominania, że PiS i Prezydent Konstytucję pogwałcili.

I na marginesie. Radny Waldemar Szumny powiedział do radnych z Rozwoju Rzeszowa, żeby nie dali się wodzić za nos trzyosobowemu klubowi Platformy Obywatelskiej. Nie wiedział, biedak, że inicjatywa w tej sprawie wypłynęła od kolegów z RR.

 

Tagi: ,

Komentarze