
Tak jak nikt w Łodzi nie będzie wiedział co znaczy kucić (a może kłócić?) paciają, tak w Rzeszowie nikt nie zrozumie krańcówki.
Cudowne w języku polskim jest to, że co prawda nie mamy np. cockneya (jego użytkownicy są obecnie z niego bardzo dumni, tak jak i z całej otoczki kulturowej jaka wytworzyła się wokół ich specyficznej lultury), czy też Cajun Polish, jednak mamy po prostu bogactwo języka polskiego.
Oczywiście nie przestanę się naśmiewać, i nie rozumieć tego, co mówi mi zdenerwowany kierowca o jakimś placu na ulicy, którego nie miałem a wjechałem, będę pytał co to meter, który powinienem ponoć pozostawić parkując samochód…
Jednak mimo to, bogactwo języka polskiego to coś wspaniałego.
Na przykład ja mówię żadnom gazetom [3”25 w poniższym materiale].
I raczej tak już będę mówił, choć kocham nosówki i uważam, że tak jak Ukraińcy są dumni ze swojej literki „i” z dwiema kropeczkami (choć jest używana także w innych , jednak niesłowiańskich językach), tak my mamy nasze kochane „ę”, które jest używane w języku polskim, a poza tym jedynie w jakiś saksońskich okołorunicznych zapisach, w litewskim (choć fonetycznie jest w zaniku) i w tajemniczoszyfrowym języku Navaho (jeden z ludów tubylczych Ameryki Północnej).
Na chwałę polskich „ę” (i „ą”) posiadam spinki z tymi literami (niestety kolczyki do kompletu trzeba było robić na zamówienie).
Zatem na końcu wyrazów wymawiam twardo nosówki. Regularnie jest mi to wypominane na Podkarpaciu („mówisz jak Wałęsa”!). A jak się choć trochę dostosowuję (boli, ale da się), to w Łodzi dziwnie na mnie patrzą albo zarzucają hiperpoprawność. Rzeszów i Łódź leżą w innych strefach wymowy nosówek na końcu wyrazów, choć to ten sam dialekt – małopolski, jednak w wersji przemyskiej i łęczyńskiej. I kłopot.
Swoją drogą dialektolodzy dawno już powinni przyznać odrębną mowę Rzeszowowi. Bo ona istnieje. Jest niepowtarzalna, regionalnie wymieszana (nie nie nie – bez wyrazów ukraińskich, jeśli czyta to ktoś spoza Podkarpacia i oczywiście tak pomyślał). W wielu przypadkach jest rezerwuarem dawnej polskiej mowy (zachowanej głównie na wsi i wplecionej przez migracje wewnętrzne w tkankę mowy rzeszowskiej).
Ktoś taką tablicę przygotował dla wszystkich sklepów w centrali rzeszowskiego Społem. Ja wiem jak przygotować butelkę z piwa. Potrzebna jest dobra forma i zamrażarka.
A Leża_sk? To znaczy [leżańsk]? Na mapach jest „Leżajsk”. JJJJJJJJJ nie ŃŃŃŃŃŃŃ. I jeszcze się ze mną kłócą, że to prawidłowo, że wygodniej, że mniej gejowsko. No i nie umieją wymówić. Albo nie słyszą różnicy. Ech… Ale w Łodzi też mamy takie różne dziwactwa.
Jednak wszystkie łódzkie ekspresy krańcówki migawki tytki chynchy górniaki pietryny to zostawmy słownikowi bałuckiemu.
Bo Bałuty to taka dzielnica Łodzi. Tam mieszkała polska bieda. W czynszówkach. Niepolskich. Tam też hitlerowcy wycięli przestrzeń dla getta, obozu cygańskiego i obozu dla dzieci i młodzieży. No a gdzie mieli wyciąć? W bogatszych częściach Łodzi?
Ale dla mnie bałucki to po prostu łódzki. Oczywiście Łódź powstała na linii ciągu komunikacyjnego między Zgierzem a Piotrkowem Trybunalski, a jej główna ulica połączyła dwa miejsca targowisk (Bałuty i Górna). Między innymi dlatego w centrum Łodzi, jak chyba w żadnym (?) mieście Polski, ulice są jak w amerykańskich miastach. Same kąty proste. W centrum jedna zakręcająca ulica. Pozostałe? Proste.
Bogactwo języka polskiego zachwyca. W świecie jest uznawany za jeden z trudniejszych języków. I przez szeleszczącą wymowę i przez odmiany. A przede wszystkim przez mnogość reguł dotyczących każdego aspektu użycia języka. A tak już całkiem najbardziej, to przez porażającą liczbę wyjątków od każdej z reguł. No ale skoro się pretenduje do języka najbliższego wspólnemu słowiańskiemu (a może jednak indoeuropejskiemu?) rdzeniowi, to prostym językiem być nie może.
Możemy u siebie mówić po swojemu. Długo się jeszcze w Polsce zrozumiemy. Języki słowiańskie rozeszły się w mowie do poziomu niezrozumienia dopiero około XIII wieku. Ale miejmy nasz wspólną lingua Polonica. Niech istnieje dalej wspólna dominanta językowa. Umiejmy się nią posługiwać. Schowajmy — nie zapominając o nich — do kieszeni nasze krańcówki i [leżański]. Będzie łatwiej.
Komentarze