Maciej Rałowski / PrzestrzenOtwarta.pl

Ostatnie posiedzenie Sejmu i debata nad wotum nieufności dla rządu pokazały, czy rządzący mogą już obawiać się przejęcia władzy przez opozycję. Wypadło blado i niepoważnie.

Instytucja konstruktywnego wotum nieufności została stworzona po to, by w szczególnych sytuacjach politycy mogli działać przedstawiając alternatywę dla aktualnego rządu – propozycję nowego kandydata na premiera; zgłaszanego przez posłów chcących wymienić osobę pełniącą funkcję Prezesa Rady Ministrów; wysuwanego na przywódcę partii niezadowolonych z dotychczasowego zarządzania państwem.

Dzisiaj bardzo wyraźnie widać, jak bezsilna jest aktualna opozycja. Już od miesięcy zimowych miota się w swoich nieskoordynowanych pomysłach: śpiewając w Sejmie, okupując fotel Marszałka, latając parami do ciepłych krajów czy wspierając KOD – organizację zagubioną i rozgrywaną finansowo przez swojego lidera. I niby ta rozdrobniona opozycja chce coś robić, ale nie umie uzgodnić i zaplanować wspólnych działań. A jednocześnie nie potrafi dogadać się, kto ma być ich przywódcą, błądząc jak ślepiec w ciemnościach bez zapalonej świecy.

Szkolne błędy

Tymczasem konstruktywne podejście wymaga zupełnie innych kroków. To przede wszystkim zaprezentowanie zwartego programu, z którym utożsamiać się powinni wszyscy zwolennicy nowego kandydata. Wiarygodne zgłoszenie przyszłego premiera musi iść w parze z prezentacją jego planu działań i zamierzeń, przynajmniej w pewnym ogólnym zarysie. Tylko to bowiem pokazuje spójność całej koncepcji zmiany władzy. Wyklucza się w ten sposób groteskowość i brak powagi czy wręcz infantylność takiego wniosku.  Odpowiedzialna propozycja powinna po prostu być przemyślana, a przynajmniej stwarzać takie wrażenie. Inaczej jest to zwykłe bicie piany, niepoważny wyskok w stylu amatorskim, zwykłe politykierstwo czy hucpa polityczna. Niedopuszczalne wtedy są kłótnie o nazwisko lidera opozycji. Jeszcze gorsze jest podbieranie sobie posłów wzajemnie z klubów albo wysuwanie nominata z tzw. wstydliwą przeszłością.

Kilka pytań

Nie kto inny, jak Donald Tusk usunął ze swojego rządu dzisiejszego kandydata PO na premiera. Stało się to po tzw. aferze hazardowej, bo całe kierownictwo PO miało wtedy poważne zastrzeżenia i wątpliwości.

Czy można zatem – patrząc logicznie – wyobrazić go sobie jako premiera, który przecież ma łączyć całą opozycję, w tym partie Nowoczesna i Kukiz’15? Czy formacje wyrosłe ze sprzeciwu wobec PO i chcące jeszcze niedawno odsunąć to ugrupowanie od władzy mogą dzisiaj jednoczyć się wokół jej szefa i działać wspólnie?

Czy opozycyjni przywódcy Paweł Kukiz i Ryszard Petru mają interes w promowaniu i wzmacnianiu notowań swojej konkurencji?

Tagi: , ,

Komentarze