
Mateusz Kutrzeba
Miały być receptą na rozwój społeczeństwa obywatelskiego, narzędziem budowania zaangażowanej i aktywnej lokalnej społeczności. Budżety obywatelskie- zwłaszcza w małych miastach- stają się jednak polem sporów i rywalizacji, która z jednej strony dzieli lokalne społeczności, a z drugiej pozwala władzy zdjąć ze swoich barków część odpowiedzialności.
Praktyka pracy w samorządzie pokazuje, że budżety obywatelskie mają swoje wady. Rzadko jednak w ogólnej fali zachwytu głosy te się przebijają, bowiem sama przymiotnik – obywatelski – sprawia, że z tą formą działań samorządów trudno dyskutować. Trudno bowiem krytykować to co obywatelskie i demokratyczne.
Sól w oku sąsiada
Jedną z wad budżetów jest wpływ na lokalne środowiska. Wyłanianie projektów zamiast łączyć mieszkańców dzieli ich. Ma to miejsce zwłaszcza w mniejszych miejscowościach czy miastach, gdzie obywatele lepiej się znają. Projekty i stojący za nimi ludzie nie są anonimowi. Mieszkańcy poszczególnych osiedli i ulic, często znający się osobiście, konkurują ze sobą w wyścigu o publiczne pieniądze na wymarzoną ulicę, chodnik, oświetlenie. Pojawiają się kłótnie, spory, zawody i narzekania. Zwycięskie inwestycje zamiast cieszyć stają się solą w oku sąsiadów.
Krótka kołdra
Przy tym zyskują na tym najbardziej, nie sami obywatele, a włodarze. Dlaczego?
W końcu przecież ich obowiązkiem jest dbanie o ulice, chodniki, oświetlenie, remonty szkół, boisk i innej infrastruktury, która służy obywatelem. Tymczasem to właśnie na obywateli zrzuca się obowiązek podzielenia krótkiej kołdry, jaką są budżety większości jednostek samorządowych. Wiadomo, że nie dla wszystkich wystarczy, jednak niezadowolenie tych dla których zabraknie, można skierować na… demokrację. W końcu to demokracja i obywatele zdecydowali, że remontujemy ulicę X, elewację szkoły Y oraz budujemy plac zabaw obok bloku Z. A że zabrakło na A, B, C … cóż takie są prawa demokracji. Władza zaś ma ręce czyste.
W ten sposób samorządowcy, wybrani przez obywateli, niejako odwracają odpowiedzialność. To ich obowiązkiem jest dbanie o infrastrukturę, pozyskiwanie na nią środków i planowanie kolejności inwestycji. Nie robią tego jednak, a dają obywatelom modne narzędzie, w praktyce jednak zrzucające na nich wymienione obowiązki. Sami zaś mogą się schować za budżetem obywatelskim.
Refleksja
Sama idea budżetu nie jest zła. Wymaga ona jednak refleksji w zastosowaniu. Jeśli chcemy być odpowiedzialnymi samorządowcami nie dajmy ludziom decydować o kolejności remontowania chodników. Nie dlatego, że wybiorą źle, ale że mogą się o to pokłócić. Pozwólmy raczej aby budżet obywatelski był narzędziem dla ludzi z inicjatywą do zorganizowania jakiegoś wydarzenia albo wprowadzenia innowacji. Niech obywatele zdecydują, czy wolą aby w ich miasteczku ktoś zorganizował koncert artysty X, a może w miejskiej komunikacji dostępny był darmowy Internet? Może mieszkańcy wyrażą wolę posiadania nowoczesnej ścianki wspinaczkowej? Jeśli już budżet obywatelski, to otwarty na innowacje i pomysły, a nie skupiający się na tym co i tak jest obowiązkiem władzy samorządowej.
Komentarze